poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Jestem.

Jakieś półtorej godziny temu zostałam pobita we własnym domu przez siostrę mojej matki, osobę chorą psychicznie. Policja kazała zadzwonić, jak ciotka wróci i jej nie wpuszczać - zwiała, kiedy zrozumiała, że naprawdę zadzwoniłam. Podobno wtedy przyjadą, zatrzymają i zamówią karetkę pogotowia. Czekałam na nich 10 minut, więc pewnie następnym razem znowu zdąży zwiać.

Mieszkamy w malutkim mieście. Będę się bała wyjść na ulicę, bo tutaj nie sposób się nie mijać. Nawet, jeżeli ją zabiorą, pewnie nikt nie zadzwoni, kiedy wypuszczą ją z obserwacji. Myślałam, że kiedy wiele lat temu wyjechała do Szwecji, będę mogła zapomnieć o tym, jak będąc małą dziewczynką chowałam się pod stół, żeby uniknąć przypadkowego ciosu wymienianego między matką i nią. Trzy miesiące temu zaczęła grozić przez telefon, że popełni samobójstwo i matka stwierdziła, że to przecież też jej dom. Niech wraca.

Kiedy przyjechała policja, panowie spytali, czego od nich oczekujemy, że zostaną na noc i popilnują? A mnie odechciało się żyć. Powinnam była zatrzymać ciotkę na siłę w domu, dać się pobić lub patrzeć, jak matka zostaje zatłuczona na śmierć gołymi rękami. Wtedy może byłoby dla kogo zostać. Kiedy wyszli, matka spokojnie wróciła do swoich zajęć. jakby nic się nie stało. Smarując chleb, głośno myśli - schować rzeczy ciotki w jedną torbę i wysłać taksówką do kuzynki, którą ciotka często odwiedza? Wyjechać? Co wtedy zrobić z psem?

Siadam przed laptopem. Wyżalam się koleżankom w wiadomości na Facebooku. Z jedną z nich dosłownie wczoraj rozmawiałam o tym, że gdybym chciała odejść, nie mam dokąd. Otwieram nową kartę w przeglądarce i długo zastanawiam się, czego chcę. Wyszukuję hotel dla psa. Zamykam stronę. Otwieram Youtube, włączam domniemane dźwięki wnętrza statku kosmicznego. Próbuję zebrać myśli.

Policjant powiedział, że coś już o niej słyszeli. Ciotka opowiada wszystkim, że w Szwecji "uszkadzano" ją laserami. Że ma telefony na podsłuchu. Że ją zgwałcono. Że ktoś śledzi ją na ulicy i robi jej zdjęcia. Że to spisek wynajętych Arabów. Że jej współlokator jest dilerem narkotyków. Podobno wszyscy jej wierzą. Ma zdjęcia obrażeń. Wyglądają, jakby się ciągle drapała. W Szwecji ktoś wysyła ją na obserwację psychiatryczną, z której nic nie wynika. Ciotka odmawia brania leków na urojenia. Pracownicy socjalni próbują ją zmusić, stawiając ultimatum - albo leki, albo brak pomocy pośrednictwa pracy. Ciotka ucieka do Polski na dwa lata przed emeryturą.

Wróci. Nie wpuścimy jej do domu, a ona rozniesie po mieście plotki, dzięki którym nigdzie nie znajdę pracy. Moja matka dozna zgryzoty, o którą zawsze się modliła, by nie nastąpiła. Nie wyjadę, bo nie mogę matki zostawić. Niedługo przesiądzie się na wózek.

Kiedy byłam młodsza, marzyłam, że będę miała własną rodzinę, albo chociaż faceta. Że ktoś mnie uratuje. Może przymknąłby oko na to, że nie jestem już normalna, gdybym robiła to, co mi każe. Potem dotarło do mnie, że nawet gdyby ktoś mnie chciał, co od dawna nie miało miejsca, zrobiłabym mu krzywdę. Musiałby współdzielić mój strach. Musiałby mnie z tego wyciągnąć. To w sumie urocze, że wierzę, że byłby jednak dobry. Czy można dobrego człowieka skazać na coś takiego? Udawać wspaniałą tak długo, aż będzie za późno i dopiero po fakcie dotrze do niego, w co się wpierdolił?

Jedyny ratunek dla mnie to wmówić sobie, że nie mogę umrzeć pierwsza. Po pierwsze, bo wtedy to cholerstwo wewnątrz ciotki wygra. Po drugie, bo jeśli coś sobie zrobię, mama będzie musiała zapłacić za mój pogrzeb. Dawniej długo zastanawiałam się, jak umrzeć, żeby nie mogli mnie rozpoznać i musieli pochować mnie w jakimś komunalnym dołku. Musiałabym wyjechać. Nie mam pieniędzy.

Matka: myślisz, że ktoś słyszał?
Ja: że przyjechali?
Matka: nie. jak nas biła.
Ja: nie. przecież nie krzyczałam. nie umiem krzyczeć.