sobota, 20 sierpnia 2011

Był sobie chłopiec, który wymyślił, że jest brzydki i do niczego, więc będzie do kompletu bardzo zły i głośny, żeby nikt nie zauważył. Taki chłopiec, którego należałoby zaciągnąć w ciemny kąt, przytulić i ucałować każdy centymetr skóry, której tak nienawidził.

Był sobie chłopiec, który tak mocno bał się samego siebie, że wymyślił drugą, alternatywną samoistotę. Taką, która wyżarła go od środka i którą wszyscy znienawidzili, a której nie ma już jak amputować. Chłopiec tak bardzo samotny w tłumie, że uwierzył w kogoś, kto nie istnieje.

Był sobie chłopiec słodki, dobry i miły. Tak głęboko zatopiony w swojej uroczej dobroci, że aż pobłażliwie traktowany przez tych, którzy mniej czy bardziej go kochali. Chłopiec spragniony kogoś, kto zobaczyłby po prostu jego i kochał go niemal nieprzytomnie.

Był sobie chłopiec, który niczego już nie chciał, bo największe pragnienia zostały mu odebrane. Taki dzieciak w dorosłym ciele, który bał się dotknąć czegokolwiek, by nie rozsypało się w proch. Chłopiec, który nawet rozkochawszy w sobie co rano bał się sekund między przebudzeniem, a spojrzeniem na sąsiednią poduszkę.

Wszystkich tych małych chłopców znam, wszystkich w jakiś sposób kochałam, kocham lub będę kochać coraz bardziej. Jesteście strasznymi idiotami, strasznymi niezdarami. Tak niesamowicie pragnę, żebyście wszyscy byli szczęśliwi. Może z przyzwyczajenia, bo często wolałam patrzeć, niż sama doświadczać... ale gdybyście chociaż przez moment mogli poczuć to, co we mnie krzyczy, kiedy o was myślę, cisnęlibyście strachem i błędnymi wyobrażeniami o ścianę, by stało się po prostu dobrze.

Przeraża mnie, jak bardzo to wszystko jest niesprawiedliwe. Bądźcie szczęśliwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz