środa, 9 czerwca 2010

Piotrowi...

... słowa pożyczone, z dobrą myślą i wolą pocieszenia. I z adnotacją, że zawsze przygarnę, choć swoich miejsc też mi brak. Takich bez ścian, ale z miłości.


Piszę do ciebie pogrążony w żalu,
albowiem w sąsiednim pokoju umiera moja miłość.
Moja miłość umiera w absolutnej ciszy
na nagły atak kaszlu, serial w telewizji.
Wprawdzie z przyzwyczajenia zostały niezmienne
wspólne pory posiłków, scenariusze zajęć,
wprawdzie nadal gromadzę codziennie precjoza,
wiersze skrzętnie notuję na czarną godzinę –
jednakże, przyjacielu, coraz mniej mam domu,
a tylko coraz większą potrzebę podróży.
Jak ci narkomani, co w parku za dworcem
długo się zbierają przed wspólnym odlotem. 


4 komentarze:

  1. Potrzebę podróży, tak. Jedź ze mną pociągiem gdziekolwiek, jak w naszym dawnym zapętleniu kieleckim. Znowu mam aparat, taki plaster na braki innych istnień.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś było jakoś łatwiej. A teraz wszystko ma swój termin, miejsce i znamiona obowiązku. Ale piszę dużo i czytam dużo tego, czego nie trzeba, wystarcza za podróż. Ty masz aparat, ja ołówek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdjęcia są złe, bo za wielu na nich umarłych.

    OdpowiedzUsuń
  4. W moich słowach też, ale muszę. Nigdy nie będzie lepszego czasu.

    OdpowiedzUsuń