niedziela, 8 sierpnia 2010

Bad day?

 
Zapijam dwutygodniowy kaszel kawą z czekoladą zastanawiając się, czy dzisiejszy dzień naprawdę będzie miał smak marcepanu. Tak, jak mi się śniło.

- Najwyżej zdechnę! - stwierdziła radośnie, przesuwając kubek z niestosownym napisem po biurku.
   
(Czyli mój brzydki zwyczaj pisania o sobie w komunikatorze tlen, jakbym pisała książkę... która, podwójnym już nawiasem mówiąc, powoli wypuszcza pączki. Może Brat Mój Wojtek będzie miał jeszcze kogoś, kto napisał książkę, a nie tylko robi mu herbatę malinową w Macu.)

Tłumaczenie koleżance, że niewidomy chłopak NAPRAWDĘ może zadzwonić używając telefonu komórkowego jest doprawdy porywającym przeżyciem. To bardzo miłe, że niepełnosprawni ludzie, których znam są na tyle czarujący, że ich odmienność wydaje się jedynie ciekawym bonusem. Chłopak, który na przeprosiny śpiewa mi do słuchawki Take On Me, bo zadzwonił o 7:45. Zadzwonił, bo załapał się jako wokalista do zespołu jazzowego i MUSIAŁ mi o tym powiedzieć. Wybaczam.

Poza tym w naszym warzywniaku kroi się: kolejny ślub, kolejne chrzciny (i to bliźniacze!), jedna udana operacja, która pozornie nie miała prawa się powieść. Nie powiecie mi, że czyjeś szczęście nijak się ma do mojego. To będzie dobry dzień. A jeśli Twój nie wygląda na dobry, pamiętaj, że mój jeszcze wczoraj nie był z ochotą oczekiwany.


3 komentarze:

  1. to mam nadzieje, że mój dobry dzień szybko nadejdzie. bo dzisiejszy zaczął się fatalnie od kłótni w kuchni o kolor ścian.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja się akurat z kimś kłócę, ale to też niczego nie zmienia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też bym chciała jakiś naprawdę dobry dzień. Acz póki co nieszczególnie się na to zanosi :/

    OdpowiedzUsuń