wtorek, 3 sierpnia 2010

Traktuj mnie źle.

Nawiedziła nas tzw. pogoda wódczana. Deszcz, lub wszelkie znamiona tego, iż deszcz nadejdzie. Delikatna szarość, zamglenie reszty kolorów, ospali kierowcy autobusów, koty myjące się na schodach. Chłopcy z osiedla siedzący na murku Publicznego Gimnazjum bez pomysłu na najbliższą, dwudziestoczterogodzinną przyszłość. Chyba z takich dni jak dzisiejszy bierze się alkoholizm, skakanie z dachu, sprejowane napisy na murach i dzieciaki o twarzach czterdziestolatków.

Rano była burza. Teoretycznie wszelka burza, czy to taka związana z opadem atmosferycznym, czy też burza w czyimś życiu powinna mieć właściwości oczyszczające. Ostatnio jednak żyję w zgodzie z pogodą, co oznacza zastałą mgłę gdzieś pod gorsetem niezupełnie dobrego wychowania. Aktualnie marzy mi się posiadówa w jakimś pubie, w atmosferze filozoficznych dysput popartych dymem papierosowym oraz pewnego rodzaju poczucia dekadencji związanego ze świadomością, że stać mnie jedynie na półtora piwa Warka Strong. Lubię wychodzić, kiedy pada, bo nie mam niczego, co chroniłoby mnie zupełnie przed deszczem. Nie mam własnego parasola, a jedyną nieprzemakalną część odzieży, czyli płaszcz w stylu matriksa odrzucam ze wzgardą. Prawdopodobnie dlatego, że wyglądam w nim jak idiotka. Lubię przemoknąć aż do nitki. Robiąc to z premedytacją jeszcze nigdy sobie nie zaszkodziłam.

W sumie nie dziwię się poziomowi znudzenia większości ludzi w taki dzień jak ten. Ktoś idzie do pracy i tylko przy odrobinie szczęścia ma szansę na jakąś odskocznię od rutyny, w zależności od zajęcia. Ktoś inny teoretycznie ma szczęście, bo są wakacje. W związku z tym wstaje rano i ma dwie opcje, jeśli żyje właśnie tu: idzie pokopać coś, co kiedyś było piłką, albo włącza telewizor. Im bardziej rosną, tym mniej ich obchodzi piłka, a coraz bardziej telewizor i monopolowy po drodze z centrum do domu. Po pewnym czasie przestaje im przeszkadzać, że w deszczowo - mglistą niedzielę nie zobaczysz w tv nic prócz kina familijnego, mszy świętej na kanale regionalnym i rozszerzonego kuriera sportowego wieczorem. Czy dziewczyn też to dotyczy? Jerzy Pilch niedawno opowiadał jakiejś zmęczonej deszczem redaktorce, iż "polskie dziewczyny - fantastyczne przecież, lotne, piękne, błyskotliwe - są w sytuacji strasznej: mają w zdecydowanej większości przypadków do czynienia z sytymi debilami." Są takie, które stają się podajnikiami piwa, kucharkami, wyszukiwarkami pilota lub/i programu telewizyjnego dodawanego do Popularnej Gazety Nabywanej Co Piątek, wynosicielkami skarpetek. Dość powiedzieć, że czasami samą siebie oburzam... kiedy dociera do mnie mój zaniżony poziom oczekiwań wobec mężczyzn. Doznaję prawdziwej radości, słysząc rozmowę pary, która nie przemawia do siebie nawzajem jak łódzki ulicznik. Pamiętam, jak podziwiałam Pewnego Kolegę na Tradycyjnej Imprezie Kończącej Pewien Etap Życia, kiedy to jako jedyny spośród około pięćdziesięciu mężczyzn na sali nie traktował swojej towarzyszki jako kompletu do garniaka i drogich butów.

W taki dzień jak dziś bardzo chcę wierzyć, że pierwszy opisywany wyżej model kobieta/mężczyzna ma swoje źródło w tym samym miejscu, co napisy na murach czy alkoholizm mojego miasta i wielu miast w całej Polsce. I mam szczerą nadzieję, że jeśli już takiego stanu rzeczy nie da się zmienić, to panie i panowie więzione w takim schemacie nie zdają sobie sprawy, że może być inaczej. Zanim ktoś mi wytknie bezsens tego stwierdzenia, pamiętajcie o jednym. Ludzie, których wszystkie dni w roku są takie, jak ten dzisiejszy, mogą wcale nie znać poczucia czegoś lepszego i to może im dawać złudne uczucie szczęścia. I co z tego, że złudne? Ich własne, w którym złe traktowanie współdzielących życie i siebie samych zawisa w powietrzu na długie lata i daje pozory nieosiągalnego szczęścia. Bo jednak są nadal razem przez całe swoje mgliste życie i większość nie narzeka. Bo tak musi być.



A teraz wyszło słońce i spieprzyło mi dramatyczny nastrój. Odechciało mi się wyjść.

1 komentarz:

  1. załóżmy na fejsie grupę "Kocham burzę", proponuję. A u mnie szarość i ni w ch.uj, ni w ucho taka pogoda. Nie jest to zwykła niepogoda, tylko niezdecydowanie przyrody, a tego to ja juz stanowczo nie lubię.
    A propos relacji kobieta-mężczyzna, dzisiejszy dialog z Rodzicielką:
    ona: (tonem stwierdzenia) za parę lat będziesz chciała wyjść za maż.
    ja: nie, jestem przeciwko małżeństwom.
    ona: no, ale jakbys jednak chciała...
    co to, jakaś kampania reklamowa zniewolenia cywilnego? a potem (nawet bez obrączki) można skończyć jak kobiety opisane powyżej albo jak ta, która wczoraj w spożywczaku musiała za swojego chłopaka powiedzieć, że chce L&My niebieskie, bo gosć był nie w stanie nawet na to.
    eh, żyćko...

    OdpowiedzUsuń