środa, 24 listopada 2010

dance with death.

Już chyba wiem, o co mi chodziło w dzieciństwie, kiedy chowałam się w szafie, kufrze albo pod biurkiem. Przynajmniej trzy ściany oddzielające mnie od wszystkiego. To była moc. Nie zrozumie tego nikt, kto tak jak ja nie był całe życie z całym kipiszem w jednym pokoju. Z rodziną, której się chwilami wcale nie kocha, z domem starym i ohydnym w każdym calu, z brakiem kawałka ściany na własny obrazek w ramce, z jedną półką w szafie, z jedną poduszką na nie swojej kanapie. Z kuchnią, w której brak taboretu dla trzeciej osoby. Z przedpokojem, w którym tylko twoje buty są schowane i trzeba po nie schodzić do kotłowni, nawet wtedy, kiedy chcesz tylko wybiec zobaczyć tęczę.
Pod stołem czy pod biurkiem malowałam. Głównie starymi szminkami i tuszem do rzęs. Pod blatem nikt nie widział i nie pytał dlaczego. W szafie dobrze pisało się listy do Włóczykija, z latarką w zębach. Do kufra właziłam, kiedy chciałam się bać.
Bo wiecie, otwiera się wieko i nie ma żadnej drogi ucieczki, tylko w stronę tego, co zagląda do środka. Już wtedy słabo widziałam. Przymykasz oczy i pod powiekami tańczą kolorowe plamy na czarnym tle. Masz wyobraźnię, wszystko to układa się w obrazy, twoja głowa lubi się bać. Widzisz dziwne twarze, płonące głowy. Kiedy bardzo się bałam tego, co było poza kufrem czy szafą, te formy przybierały naprawdę straszne kształty.
Wyrosłam z tego? Nie. Za każdym razem, kiedy umierał mi ktoś bliski, chłopak, przyjaciółka, po etapie totalnego odrętwienia przychodził strach przed tym, co z tych ludzi zostało. Widziałam go na ulicy, jak czeka, żeby mnie pożreć. Słyszałam w głowie jego myśli. Kiedy nachodziło mnie coś dobrego, jakiś cień chwytał za serce, a w głowie odtwarzał się obraz czegoś niewiarygodnie okropnego. Rany,
połamane kości, gnijące ciała. Pewnie wmawiałam sobie to wszystko, chciałam usprawiedliwienia dla szaleństwa, więc powtarzałam, że to on odbiera mi wszystko zza grobu... Tylko, że do dziś pamiętam totalny paraliż, kiedy w dniu śmierci Agaty ktoś usiadł przy mnie na łóżku, a ja nie otwierając oczu wiedziałam, że to ona. Obdarta ze skóry i błagająca ostatni raz o pomoc. Przed jej śmiercią wariowałam z bezsilności, więc znowu można mi odpowiedzieć, że to była eksplozja wszystkich dziwactw, które się we mnie kłębiły. Tylko dlaczego akurat wtedy? Nie wiedziałam wtedy, że umarła kilka minut wcześniej.

Dlaczego to wszystko dziś? Dlatego, że kolejny raz ktoś mi bliski był o krok od odejścia... a ja nie zmartwiłam się o niego. Serce bolało mnie ze strachu, że to wszystko wróci. Wstydzę się siebie i musiałam to wypisać. Chciałam znowu mieć swój kufer, te cztery ściany bezpieczeństwa. Mieć miejsce, w którym poczekam, aż znowu otworzy się wieko.

A drugi powód? To.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz