wtorek, 22 czerwca 2010

Trainspotting po polsku...

... zaobserwowany ponownie dziś.
Kocham ten dzień, bo zaczął się dla mnie o 3:40. Wyszłam z domu nie budząc nikogo i pojechałam do Moich Pedałów modląc się do diabliwiedząkogo, żeby kierowca nie był zjarany. Spędziłam najbardziej popieprzoną noc w moim życiu od czasu pewnego sylwestra i pewnego dziwnego wypadu do Łodzi ponad 3 lata temu. Kjur ma wpierdol, że napisał do mnie 3 minuty po tym, jak wróciłam (8:00? 9:00) i nadal nikogo nie budząc udałam się do wyra. Na szczęście nie usłyszały telefonu. Ten wieczór pod znakiem homotechniawy, wszystkich możliwych używek (z których ja pożytkowałam tylko alkohol, i to w niedużych o dziwo ilościach) kojarzy mi się wyłącznie z jedną książką, jednym filmem, jednym utworem, jednym tekstem.



what would you choose?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz